top of page
BLOG
BLOG
BLOG
BLOG
Management:
DRYSKULL
Management:
Management:
Management:
Management:
PRODUCENT MUZYCZNY • KOMPOZYTOR
Czas już dawno przestał mieć znaczenie.
Po kolejnym, na pierwszy rzut oka niczym nie różniącym się od innych, zachodzie słońca, odzianym w milion zmysłów, z których każdy na swój sposób był w stanie reprezentować pojęcie koloru, dźwięku, zapachu i innych nieopisanych dotychczas poczuć percepcji, wiedziony obecnością wszystkich odpowiedzi na nigdy nie zadane pytania, przekraczałem kolejne etapy nieustannych powrotów z podróży, o których początku nie miałem pojęcia.
I, gdy dzienne światło zamieniało się powoli w ciemność nocy, jedyną potrzebą dla zachowania harmonii mojego ja z absolutem było znalezienie ciepłego skrawka, w którym bez obaw o niedoskonałości okoliczności mojego ciała, będę w stanie widzieć, dostrzegać, poznawać i wcielać w życie modele połączeń, które stawiają nas w nieodpartym przekonaniu, że oto wszystko jest wszystkim.
Potrzeba była wielka. Wielki również był pierwszy zachwyt, gdy znalazłem się w domu. Ten zachwyt pozwalał mi na nowo wracać i inaczej niż wcześniej grupować doznania. Zamknięcie w czterech ścianach skupiało jednak wszelkie wnioski wywodzące się z natury i jej nauk, wokół nawracających obserwacji na temat... nawracających obserwacji... Było to wszakże pomieszczenie zamknięte i każda wyemitowana fala zmysłu prędzej czy później napotykała mnie powtórnie.
Poczułem się nagle zagubiony. Zagubione zostały wszystkie odmiany przeszłych bądź przyszłych wyobrażeń każdej chwili, o której znaczeniu właśnie przestałem mieć pojęcie po raz nieskończenie pierwszy. Moment, który trwał od zawsze i miałem namacalne dowody na jego faktyczne wokół mnie istnienie, począł przeradzać się w godziny, a po chwili w lata, w poczuciu kompletnego odizolowania od społeczeństwa, a przez to również od siebie samego. Ta społeczna autodestrukcja pociągnęła za sobą lawinę uniesień i spadków pełną prób urzeczywistnienia jakichkolwiek doznań, których świadkiem było już nie tyle moje ciało, co dobijający na oślep, dawno zapomniany, a zarazem tak bardzo nadużywany umysł. Czułem, że z zupełnie innego teraz, napisanego w innych kolorach i kształtach, zespolenia wielu czasoprzestrzeni, woła mnie moje inne ja. Zagubione. Pozostawione bez opieki. Z wolnością, której nie potrafię w żaden sposób odczuć, będąc pośród nicości w początku spadku bezdennej studni.
I gdziekolwiek w tym momencie się znajdując i jakkolwiek nie będąc powstrzymywanym, nie widziałem dla siebie żadnego innego ratunku niż wyjść natychmiast z pomieszczenia, w którym się znajduję, będąc przekonanym, że to właśnie na łonie natury uda mi się na tyle uwolnić od siebie samego, by to nie ode mnie do świata, a do mnie od niego płynęły bodźce dające mi szansę na powrót do własnej głowy, będącej zarazem światem i tym, co go stworzyło.
18 maja 2017, Warszawa
Po kolejnym, na pierwszy rzut oka niczym nie różniącym się od innych, zachodzie słońca, odzianym w milion zmysłów, z których każdy na swój sposób był w stanie reprezentować pojęcie koloru, dźwięku, zapachu i innych nieopisanych dotychczas poczuć percepcji, wiedziony obecnością wszystkich odpowiedzi na nigdy nie zadane pytania, przekraczałem kolejne etapy nieustannych powrotów z podróży, o których początku nie miałem pojęcia.
I, gdy dzienne światło zamieniało się powoli w ciemność nocy, jedyną potrzebą dla zachowania harmonii mojego ja z absolutem było znalezienie ciepłego skrawka, w którym bez obaw o niedoskonałości okoliczności mojego ciała, będę w stanie widzieć, dostrzegać, poznawać i wcielać w życie modele połączeń, które stawiają nas w nieodpartym przekonaniu, że oto wszystko jest wszystkim.
Potrzeba była wielka. Wielki również był pierwszy zachwyt, gdy znalazłem się w domu. Ten zachwyt pozwalał mi na nowo wracać i inaczej niż wcześniej grupować doznania. Zamknięcie w czterech ścianach skupiało jednak wszelkie wnioski wywodzące się z natury i jej nauk, wokół nawracających obserwacji na temat... nawracających obserwacji... Było to wszakże pomieszczenie zamknięte i każda wyemitowana fala zmysłu prędzej czy później napotykała mnie powtórnie.
Poczułem się nagle zagubiony. Zagubione zostały wszystkie odmiany przeszłych bądź przyszłych wyobrażeń każdej chwili, o której znaczeniu właśnie przestałem mieć pojęcie po raz nieskończenie pierwszy. Moment, który trwał od zawsze i miałem namacalne dowody na jego faktyczne wokół mnie istnienie, począł przeradzać się w godziny, a po chwili w lata, w poczuciu kompletnego odizolowania od społeczeństwa, a przez to również od siebie samego. Ta społeczna autodestrukcja pociągnęła za sobą lawinę uniesień i spadków pełną prób urzeczywistnienia jakichkolwiek doznań, których świadkiem było już nie tyle moje ciało, co dobijający na oślep, dawno zapomniany, a zarazem tak bardzo nadużywany umysł. Czułem, że z zupełnie innego teraz, napisanego w innych kolorach i kształtach, zespolenia wielu czasoprzestrzeni, woła mnie moje inne ja. Zagubione. Pozostawione bez opieki. Z wolnością, której nie potrafię w żaden sposób odczuć, będąc pośród nicości w początku spadku bezdennej studni.
I gdziekolwiek w tym momencie się znajdując i jakkolwiek nie będąc powstrzymywanym, nie widziałem dla siebie żadnego innego ratunku niż wyjść natychmiast z pomieszczenia, w którym się znajduję, będąc przekonanym, że to właśnie na łonie natury uda mi się na tyle uwolnić od siebie samego, by to nie ode mnie do świata, a do mnie od niego płynęły bodźce dające mi szansę na powrót do własnej głowy, będącej zarazem światem i tym, co go stworzyło.
18 maja 2017, Warszawa
Niewypowiedziane słowa
nic nie mogą wnieść
Niezapamiętane noce
dni przenoszą wstecz
Pogoda na nie
pogoda na tak
jeszcze przyjdzie czas
Wyimaginowane burze opóźniają start
Niby na manowcach
niby namnożenie dróg
a nogi nadal nie potrafią iść
Nawet na leżąco
w oko się nie rzuci skrót
Na pewno znowu świat jest winny
Ani o milimetr w bok nieprzesuwalny plan
Wabi to jedynie na szlak bez wnoszących zmian
Sterowani wstydem
w czasie przeszłym toczą bieg
Niech urosną w siłę
żeby podnieść się
Odrzucenie złych prawd
wleje harmonijny plan
Nie porzucajcie wyzwań
nic nie mogą wnieść
Niezapamiętane noce
dni przenoszą wstecz
Pogoda na nie
pogoda na tak
jeszcze przyjdzie czas
Wyimaginowane burze opóźniają start
Niby na manowcach
niby namnożenie dróg
a nogi nadal nie potrafią iść
Nawet na leżąco
w oko się nie rzuci skrót
Na pewno znowu świat jest winny
Ani o milimetr w bok nieprzesuwalny plan
Wabi to jedynie na szlak bez wnoszących zmian
Sterowani wstydem
w czasie przeszłym toczą bieg
Niech urosną w siłę
żeby podnieść się
Odrzucenie złych prawd
wleje harmonijny plan
Nie porzucajcie wyzwań
Zakładamy
że do nieba jest daleko
nikt już nie chce czekać
Zamykamy
swoje łby jak tępe wieko
myśląc jak z tym przetrwać
Skrywamy lęk zastanawiając się czy nas
też dotyczy koniec
Mijamy cel
skupiając się na linii tras
zamiast przeżyć moment
Lekkomyślni łowcy gwiazd
gdy przyjdzie czas
odkryjemy
własny wszechświat
Anomalie
szanse dają minimalne
by w nas stłumić manię
Wciąż zwyczajnie
rozumiemy nadzwyczajne
w zamian dając najmniej
A w głębi nas
jaskrawie lśni
nasz wyższy stan
Lekkomyślni łowcy gwiazd
gdy przyjdzie czas
odkryjemy
własny wszechświat
To zadanie w każdym z nas
wyprzedzić blask
i odkryć
własny wszechświat
Widzialny znak
szerokim wzrokiem
objąć może tylko człowiek
Nie traćmy lat
na oglądanie raju
spod zmęczonych powiek
Nieśmiały krok napotykanych doznań smak
zachowajmy w sobie
Przyjazny kąt
harmonia pośród czterech ścian
pokój w twojej głowie
że do nieba jest daleko
nikt już nie chce czekać
Zamykamy
swoje łby jak tępe wieko
myśląc jak z tym przetrwać
Skrywamy lęk zastanawiając się czy nas
też dotyczy koniec
Mijamy cel
skupiając się na linii tras
zamiast przeżyć moment
Lekkomyślni łowcy gwiazd
gdy przyjdzie czas
odkryjemy
własny wszechświat
Anomalie
szanse dają minimalne
by w nas stłumić manię
Wciąż zwyczajnie
rozumiemy nadzwyczajne
w zamian dając najmniej
A w głębi nas
jaskrawie lśni
nasz wyższy stan
Lekkomyślni łowcy gwiazd
gdy przyjdzie czas
odkryjemy
własny wszechświat
To zadanie w każdym z nas
wyprzedzić blask
i odkryć
własny wszechświat
Widzialny znak
szerokim wzrokiem
objąć może tylko człowiek
Nie traćmy lat
na oglądanie raju
spod zmęczonych powiek
Nieśmiały krok napotykanych doznań smak
zachowajmy w sobie
Przyjazny kąt
harmonia pośród czterech ścian
pokój w twojej głowie
Kto pyta
ten błądzi
ten nie śpi po nocach
Nie sposób
w spokoju
utrzymać cel w oczach
Gdy w połowie drogi
z półpętli do kropki
tkwi konflikt
Z niewiedzy powstała
duchowa banicja
Prawami umysłu
wiedziona ambicja
Unosi się ledwo
dryfuje na opak
po tropach
Jedyne co wiem
to że nie wiem
czy chciałbym wiedzieć
Jedynie to wiem
a reszta jest piekłem
lub niebem
I nieistotne ile jeszcze zadam pytań
nie dowiem się co mam dopóki nie otrzymam
odpowiedzi
Co tak naprawdę wiemy
i gdzie bezwględna kryje się prawda
Kto tu pociąga za stery
czy zdradzi reguły nam ta gra
Czy tę grę zrozumieć warto
wszyscy jesteśmy pionkami
Los z nami pogrywa kartą
z pozaziemskimi wzorami
Na tej planecie mamy
za zadanie dożyć
do chwili prawdy
która drogi nam otworzy
i poprowadzi dalej
w to co niezbadane
nim tam dotrzemy skupmy się na tym co mamy
ten błądzi
ten nie śpi po nocach
Nie sposób
w spokoju
utrzymać cel w oczach
Gdy w połowie drogi
z półpętli do kropki
tkwi konflikt
Z niewiedzy powstała
duchowa banicja
Prawami umysłu
wiedziona ambicja
Unosi się ledwo
dryfuje na opak
po tropach
Jedyne co wiem
to że nie wiem
czy chciałbym wiedzieć
Jedynie to wiem
a reszta jest piekłem
lub niebem
I nieistotne ile jeszcze zadam pytań
nie dowiem się co mam dopóki nie otrzymam
odpowiedzi
Co tak naprawdę wiemy
i gdzie bezwględna kryje się prawda
Kto tu pociąga za stery
czy zdradzi reguły nam ta gra
Czy tę grę zrozumieć warto
wszyscy jesteśmy pionkami
Los z nami pogrywa kartą
z pozaziemskimi wzorami
Na tej planecie mamy
za zadanie dożyć
do chwili prawdy
która drogi nam otworzy
i poprowadzi dalej
w to co niezbadane
nim tam dotrzemy skupmy się na tym co mamy
Może to wszystko jest proste
I wystarczy nie myśleć
O tym co by było gorsze
Może wyraźny jest postęp
A ta myśl co przeraża
Może wcale nie jest końcem
Wciąż chcę to dostrzec
Ale za dokładnie wzrok ostrzę
Dlaczego moknę
Kiedy widzę że na wyciągnięcie ręki
świeci słońce
A ty patrzysz na mnie
Jakby mieszkało we mnie zło
Potrzebuję jakiejkolwiek prawdy
By znów uwierzyć w coś
Rysy po sam horyzont zakrzywiają piękno
Byliśmy kiedyś w raju
dziś to chyba jednak piekło
Może to wszystko jest proste
Świata cykl
cywilizacyjny krąg
czasu odstęp
Niespotykany dotąd zbiór cech
Jedno wiem
nie pamiętam kiedy było dobrze
Wciąż pragnę dojrzeć
Ale chyba tak wysoki nie urosnę
Sens jest za oknem
Tylko wspiąć się do niego nie pozwala światłowstręt
Rysy po sam horyzont zakrzywiają piękno
Wszystko co robimy to błąd
Byliśmy kiedyś w raju dziś to chyba jednak piekło
Rysy po sam horyzont zakrzywiają piękno
Wszystko co widzimy to błąd
Byliśmy kiedyś w raju
dziś to chyba jednak piekło
To wszystko co robimy to błąd
To wszystko co widzimy to błąd
I wystarczy nie myśleć
O tym co by było gorsze
Może wyraźny jest postęp
A ta myśl co przeraża
Może wcale nie jest końcem
Wciąż chcę to dostrzec
Ale za dokładnie wzrok ostrzę
Dlaczego moknę
Kiedy widzę że na wyciągnięcie ręki
świeci słońce
A ty patrzysz na mnie
Jakby mieszkało we mnie zło
Potrzebuję jakiejkolwiek prawdy
By znów uwierzyć w coś
Rysy po sam horyzont zakrzywiają piękno
Byliśmy kiedyś w raju
dziś to chyba jednak piekło
Może to wszystko jest proste
Świata cykl
cywilizacyjny krąg
czasu odstęp
Niespotykany dotąd zbiór cech
Jedno wiem
nie pamiętam kiedy było dobrze
Wciąż pragnę dojrzeć
Ale chyba tak wysoki nie urosnę
Sens jest za oknem
Tylko wspiąć się do niego nie pozwala światłowstręt
Rysy po sam horyzont zakrzywiają piękno
Wszystko co robimy to błąd
Byliśmy kiedyś w raju dziś to chyba jednak piekło
Rysy po sam horyzont zakrzywiają piękno
Wszystko co widzimy to błąd
Byliśmy kiedyś w raju
dziś to chyba jednak piekło
To wszystko co robimy to błąd
To wszystko co widzimy to błąd
Prześcigamy się
w prawdzie
Wygrywa ten
kto wie gdzie ją kupić
Nie wypada nie patrzeć
W końcu gapi się już
cały świat
Ubieramy byle jakie hasła
byle jakie komentarze cieszą
Pełzamy po
tanich opowiastkach
Coraz bardziej lepcy
od nadmiaru cudzych spraw
Mamy żyć
na całego
Nie martwić się
na całego
Pogubić się
na całego
Jutra nie ma
wczoraj poszło spać
a dziś jest tylko teraz
A my
posłuszni do bólu ludzie
bez zawahania
pchamy się na odstrzał
Śnimy o cudzie
ale bierzemy co dają
i wymyślamy boską postać
I nieudolnie błagamy ją
by chciała dawać więcej
I marnujemy swój czas
by nie dawać już więcej
Chłońmy zmiany
Nie stygnijmy w miejscu
Odkrywajmy
gdzie możemy znaleźć nowy dom
Nasz nowy dom
Pamiętajmy
że
mamy żyć
nie martwić się
odnaleźć się na całego
jutra nie ma
wczoraj poszło spać
a dziś jest tylko teraz
w prawdzie
Wygrywa ten
kto wie gdzie ją kupić
Nie wypada nie patrzeć
W końcu gapi się już
cały świat
Ubieramy byle jakie hasła
byle jakie komentarze cieszą
Pełzamy po
tanich opowiastkach
Coraz bardziej lepcy
od nadmiaru cudzych spraw
Mamy żyć
na całego
Nie martwić się
na całego
Pogubić się
na całego
Jutra nie ma
wczoraj poszło spać
a dziś jest tylko teraz
A my
posłuszni do bólu ludzie
bez zawahania
pchamy się na odstrzał
Śnimy o cudzie
ale bierzemy co dają
i wymyślamy boską postać
I nieudolnie błagamy ją
by chciała dawać więcej
I marnujemy swój czas
by nie dawać już więcej
Chłońmy zmiany
Nie stygnijmy w miejscu
Odkrywajmy
gdzie możemy znaleźć nowy dom
Nasz nowy dom
Pamiętajmy
że
mamy żyć
nie martwić się
odnaleźć się na całego
jutra nie ma
wczoraj poszło spać
a dziś jest tylko teraz
OD : DO
Nie spodziewałem się
że tak daleko
będę musiał spojrzeć
by tak bliski obrać cel
Czuję na plecach huraganów echo
To już ostatnie dni we mgle
Choć nie zapobiegłem wielu gorzkim klęskom
To dzięki nim się nauczyłem
jak budować schron
Siły nabieram
przed kolejną częścią
Po niej tylko zwycięski ukłon
Nowy dzień
Nowy dzień
Dokąd pójdę
nie wiem
Ale wiem
że jeszcze nigdy
nie byłem tak pewien
Ta wiara że znak mi los da
Ta stała iluzja doznań
Dwadzieścia cztery szanse
by powstać
Zmarnowałem wiele
ale wierzę
i mam nadzieję
że jutro będzie lepiej
I mocno się staram
żeby ocalić
jak najwięcej
że tak daleko
będę musiał spojrzeć
by tak bliski obrać cel
Czuję na plecach huraganów echo
To już ostatnie dni we mgle
Choć nie zapobiegłem wielu gorzkim klęskom
To dzięki nim się nauczyłem
jak budować schron
Siły nabieram
przed kolejną częścią
Po niej tylko zwycięski ukłon
Nowy dzień
Nowy dzień
Dokąd pójdę
nie wiem
Ale wiem
że jeszcze nigdy
nie byłem tak pewien
Ta wiara że znak mi los da
Ta stała iluzja doznań
Dwadzieścia cztery szanse
by powstać
Zmarnowałem wiele
ale wierzę
i mam nadzieję
że jutro będzie lepiej
I mocno się staram
żeby ocalić
jak najwięcej
Halo
Nie potrafię już ciszej krzyczeć
gdy w oparach milczenia
z gestu wynoszę stos błędnych liter
Ja wiem
że nie wyhamowałem setki razy
Wtopa krok od spełnienia
Paranoje rodzą się
gdy parzy
Taki jak stoję tu i liczę na nic
nie taki sam
choć bez rewolucyjnej zmiany
Mów więc
niech namaluje mi się
w twoich oczach
nasza wspólna część nieba
Chcę poznawać świat po twoich krokach
Taki jak stoję tu i liczę na nic
Taki jak umiem
Lepiej nie dam rady
Nie taki sam
choć bez rewolucyjnej zmiany
Wszystko co chcę ci dziś powiedzieć
to że pragnę cię słuchać
Nie potrafię już ciszej krzyczeć
gdy w oparach milczenia
z gestu wynoszę stos błędnych liter
Ja wiem
że nie wyhamowałem setki razy
Wtopa krok od spełnienia
Paranoje rodzą się
gdy parzy
Taki jak stoję tu i liczę na nic
nie taki sam
choć bez rewolucyjnej zmiany
Mów więc
niech namaluje mi się
w twoich oczach
nasza wspólna część nieba
Chcę poznawać świat po twoich krokach
Taki jak stoję tu i liczę na nic
Taki jak umiem
Lepiej nie dam rady
Nie taki sam
choć bez rewolucyjnej zmiany
Wszystko co chcę ci dziś powiedzieć
to że pragnę cię słuchać
Stoimy nad przepaścią
Oto wszystkie czasy przyszłe i minione giną
Wiedzeni wyobraźnią
przeżywamy wciąż na nowo
jeden akt co minął
Scena w scenie się zapętla
Symboliczne być czy nie być
Ślepo biec czy przestać
W oddali tylko światło
I nadzieja że ten moment ktoś zechce przerwać
Milion martwych dat
Z grymasami niepowodzeń nieskończonych wojen
Próbowałem sam
prowadzony tym
co oni chcą byś nosił w głowie
Fantazyjne horyzonty pustych miast
kuszą z dala
z bliska pełne wad
A we mnie tylko światło
proszę powiedz że wciąż jestem w sobie
Gdy wybudzi nas ze snu ten nowy ład
opatrzymy szybko rany i
nim się skończy wiara tłumów w przeszły świat
podamy sobie dłonie by razem dalej iść
Stoimy nad przepaścią
byłaś obok
teraz widzę cie po drugiej stronie
Przywołam wyobraźnią
każdy mały gest
bym znowu poczuć mógł że tonę
W onirycznym błysku spojrzeń
i z niedosłowności potrzeb w obojętność dążeń
kieruję nasze światło
Może kiedyś znów to powiem tobie
Oto wszystkie czasy przyszłe i minione giną
Wiedzeni wyobraźnią
przeżywamy wciąż na nowo
jeden akt co minął
Scena w scenie się zapętla
Symboliczne być czy nie być
Ślepo biec czy przestać
W oddali tylko światło
I nadzieja że ten moment ktoś zechce przerwać
Milion martwych dat
Z grymasami niepowodzeń nieskończonych wojen
Próbowałem sam
prowadzony tym
co oni chcą byś nosił w głowie
Fantazyjne horyzonty pustych miast
kuszą z dala
z bliska pełne wad
A we mnie tylko światło
proszę powiedz że wciąż jestem w sobie
Gdy wybudzi nas ze snu ten nowy ład
opatrzymy szybko rany i
nim się skończy wiara tłumów w przeszły świat
podamy sobie dłonie by razem dalej iść
Stoimy nad przepaścią
byłaś obok
teraz widzę cie po drugiej stronie
Przywołam wyobraźnią
każdy mały gest
bym znowu poczuć mógł że tonę
W onirycznym błysku spojrzeń
i z niedosłowności potrzeb w obojętność dążeń
kieruję nasze światło
Może kiedyś znów to powiem tobie
Każda nowa zasada
to dla prawdy zasadzka
Głowa nie wyobraża sobie co
tli się w przypadkach
Cel bez oczekiwania
i okiełznanie się w maskach
Współdzielenie działania po to by
nie pogubić się w znakach
Nasza świadomość rodzi
się dziś na nowo by młodzi
duchem ożywili fronty
tej somnambulicznej wojny
Poczucie wszechobecności
niech się wyzbędzie głupoty
Jednostki spalają mosty
wiodące nas ku wolności
Lęk przed uświadomieniem
tej niezasadności cierpień
Między światłem a cieniem
chwila na uleczenie
Ziemskie podróżowanie
i umacnianie się w barwie
Nastrajanie na jaśniej
Szansa na pojednanie
Nasza świadomość rodzi się
dziś na nowo by młodzi
duchem ożywili fronty
tej somnambulicznej wojny
Poczucie wszechobecności
niech się wyzbędzie głupoty
Jednostki spalają mosty
wiodące nas ku wolności
Nasza dusza na haju
O krok bliżej do raju
Jedną myślą się stając
daje odpowiedź w pytaniu
W tej zagadce umysłu
hologramie instynktów
uwolnijmy się w końcu
z tych logicznych wymysłów
Bo sami dla siebie nie znaczymy nic
Sami dla siebie nie znaczmy już nic
Wszystko po to by złączyć nas w jedno
A wszystko jest wszystkim ja wiem to
to dla prawdy zasadzka
Głowa nie wyobraża sobie co
tli się w przypadkach
Cel bez oczekiwania
i okiełznanie się w maskach
Współdzielenie działania po to by
nie pogubić się w znakach
Nasza świadomość rodzi
się dziś na nowo by młodzi
duchem ożywili fronty
tej somnambulicznej wojny
Poczucie wszechobecności
niech się wyzbędzie głupoty
Jednostki spalają mosty
wiodące nas ku wolności
Lęk przed uświadomieniem
tej niezasadności cierpień
Między światłem a cieniem
chwila na uleczenie
Ziemskie podróżowanie
i umacnianie się w barwie
Nastrajanie na jaśniej
Szansa na pojednanie
Nasza świadomość rodzi się
dziś na nowo by młodzi
duchem ożywili fronty
tej somnambulicznej wojny
Poczucie wszechobecności
niech się wyzbędzie głupoty
Jednostki spalają mosty
wiodące nas ku wolności
Nasza dusza na haju
O krok bliżej do raju
Jedną myślą się stając
daje odpowiedź w pytaniu
W tej zagadce umysłu
hologramie instynktów
uwolnijmy się w końcu
z tych logicznych wymysłów
Bo sami dla siebie nie znaczymy nic
Sami dla siebie nie znaczmy już nic
Wszystko po to by złączyć nas w jedno
A wszystko jest wszystkim ja wiem to
Nic bym już tu nie zmieniał
między jednym a drugim wschodem
obserwowałbym tylko
powolny proces
odchodzenia
nauczyłbym się żegnać
w tę dobrą stronę
odprowadzać wzrokiem
echo minionego dnia
zż po horyzont
aż po czerń
nocy
która może wszystko zmienić
która może wszystko zmienić
zmienić
między jednym a drugim wschodem
obserwowałbym tylko
powolny proces
odchodzenia
nauczyłbym się żegnać
w tę dobrą stronę
odprowadzać wzrokiem
echo minionego dnia
zż po horyzont
aż po czerń
nocy
która może wszystko zmienić
która może wszystko zmienić
zmienić
bottom of page